to były piękne czasy. świat był wciąż wielki i pełen tajemnic. na mapach było sporo białych plam, a ludzkość zapałała żądzą poznania i zrozumienia wszystkiego. 250 lat później świat jest maleńki, czas pędzi, wszystkie zjawiska ożywione i nieożywione zostały dogłębnie zbadane, a ludzkość zapałała żądzą samozagłady.
alexander von humboldt jest postacią nieco zapomnianą. kiedy żył, nazywano go drugim najsłynniejszym człowiekiem na świecie (po napoleonie). był fetowany wszędzie, gdzie się zjawił, a gazety regularnie informowały o jego poczynaniach. jego imieniem nazywano zwierzęta, rośliny, prądy morskie, zatoki, lodowce, szczyty, morze na księżycu i parki narodowe. jednak obecnie w powszechnej pamięci raczej nie funkcjonuje. a szkoda, bo był postacią absolutnie fascynującą i to przynajmniej z kilku powodów. biografia humboldta napisana przez andreę wulf pokazuje go w bardzo szerokim kontekście, przede wszystkim przez jego wpływ na współczesnych i rodzące się wówczas idee. ale skłania też do szerszych przemyśleń, raczej niewesołych.
humboldt był przyrodnikiem, badaczem, odkrywcą i entuzjastą absolutnie wszystkiego. jego energia i zainteresowania nie miały granic. swobodnie łączył najróżniejsze dziedziny nauki, płynnie przechodząc od astronomii do geologii, od botaniki do poezji. był jednak uczonym, który od gabinetu wolał wspinaczkę na górskie szczyty i przedzieranie się przez lasy deszczowe. „zawsze chciał doświadczać czegoś nowego i, jak mówił, najlepiej trzech rzeczy na raz.”
fanatycznie notował, badał, mierzył wszystko, ale – jak ładnie pisze wulf – kierował się też zmysłem zachwytu. pisał, że naturę trzeba przede wszystkim odczuwać, że relacja z naturą powinna opierać się na wrażeniach i emocjach. chciał rozbudzać „umiłowanie natury”. w czasie, gdy inni uczeni poszukiwali praw uniwersalnych, humboldt pisał, że naturę należy badać poprzez odczucia.
trudno właściwie mówić o jakichś konkretnych czasach, w których żył humboldt, bo żył niemal sto lat. jednak właśnie „jak na swoje czasy” był niezwykle nowoczesny. cechował go otwarty umysł i całkowity brak przesądów. nowoczesność humboldta przejawiała się również w tym, że od czasu swojej młodzieńczej podróży do ameryk był wielkim krytykiem kolonializmu i niewolnictwa. przez lata prowadził też w berlinie otwarte wykłady, które były darmowe i dostępne dla wszystkich bez względu na pochodzenie i status. wykłady cieszyły się tak ogromną popularnością, że w dniach, kiedy się odbywały, ulice blokowały korki (przypomnę: początek XIX wieku!), a policja musiała kierować ruchem. połowę słuchaczy na wykładach stanowiły ponoć kobiety, dla których uniwersytety nadal pozostawały wówczas zamknięte.
w latach 1799-1804 odbył wielką podróż po obu amerykach, z której wrócił ze szkicem swojej konepcji naturgemälde (malowanie natury), którą rozwijał przez kolejne dziesięciolecia. był to – jak sam pisał – „mikrokosmos na jednej kartce”, próba pokazania calej natury na jednej rycinie. to była idée fixe humboldta: przekonanie o jedności świata ożywionego i nieożywionego. całą przyrodę postrzegał jako sieć nierozerwalnych zależności. kolejne odkrycia, obserwacje traktowal jako część układanki. interesowały go one jedynie w swojej relacji do otoczenia. wszystko bowiem stanowi całość i „żaden element nie może być rozważany w oderwaniu od innych”.
humboldt dokonał kilku niezwykłych odkryć, które do dziś funkcjonują: wymyślił izotermy, odkrył równik magnetyczny, a także pojęcia wegetacji roślin czy stref klimatycznych. jednak jego celem nie było odkrywanie nowych gatunków, zjawisk ani opisywanie faktów, ale łączenie ich. było to wbrew ówczesnym próbom szufladkowania natury, próbom skatalogowania wszystkiego, co żyje. dla humboldta świat był całością. był siecią życia, w której wszystko jest ze sobą powiązane i wszystko ma na siebie wpływ.
im dłużej o tym czytałam, tym wyraźniej docierało do mnie, jak bardzo rewolucyjne jest to podejście. było absolutnie rewolucyjne wówczas, ale obawiam się, że może być równie niezwykłe dzisiaj. w świecie, gdzie wszystko jest powiązane, naruszanie jednego elementu może zaburzyć całość w sposób trudny do przewidzenia. humboldt jako pierwszy bodaj dostrzegał, że ludzie – wycinając lasy, prowadząc zbyt ekspansywne rolnictwo, regulując rzeki – wpływają na klimat, co z kolei może mieć ogromny wpływ na przyszłe pokolenia. tak, to było blisko 200 lat temu. czego przez ten czas się nauczyliśmy?
smutny wniosek po przeczytaniu książki jest taki, że 150 lat po śmierci humboldta jesteśmy w tym samym miejscu. próby szufladkowania zastąpiła wąska specjalizacja, a brak szerszego rozumienia przyrody skutkuje tym, że tzw. decydenci nie widzą zależności między wycinaniem drzew a nieznośnie wysoką temperaturą w miastach. między polowaniem na bobry a pożarami w przesuszonych lasach. między regulowaniem rzek a powodziami.
***
dużą część życia humboldt spędził w berlinie, który był wówczas miastem raczej prowincjonalnym. dziś oprócz uniwersytetu imieniem humboldta nazwane jest muzeum historii naturalnej, w którym byliśmy wiosną.
muzeum jest chyba najbardziej znane ze swoich skamieniałości i szkieletów dinozaurów. zaraz przy wejściu stoi olbrzymi, kompletny szkielet brachiozaura, który swoim ogromem robi wrażenie nie tylko na dzieciach. w tej samej sali są szkielety wielu innych dinozaurów, w tym tych najsłynniejszych: stegozaura, allozaura, pterodaktyla, a nieco dalej również t-rexa. oprócz tego mnóstwo skamieniałych trylobitów, jeżowców, muszli i prehistorycznych ryb. jest wreszcie licząca 150 mln lat słynna skamieniałość archeopteryksa. archeopteryks zamieszkiwał tereny dzisiejszej europy środkowej i miał cechy zarówno gada, jak i ptaka. ten wygięty szkielet, ale też obrazek archeopteryksa z długim ogonem, biało-czerwonymi piórami i wielkim dziobem z zębami, pamiętam jeszcze z dzieciństwa. tymczasem jest on zadziwiająco mały: pewnie niewiele większy od gołębia.
w muzeum znajduje się również ogromna kolekcja minerałów. liczy ona 200.000 okazów, które reprezentują 65% wszystkich znanych minerałów. zdaje się, że obejrzeliśmy je wszystkie bardzo dokładnie… niektóre okazy przywiózł ze swojej podróży do rosji sam alexander humbold. na uralu badał on m.in. kopalnie, w których wydobywano złoto i platynę. jako że świetnie znał geologię ameryki południowej, gdzie w kopalniach złota i platyny znajdowano diamenty, był przekonany, że powinny one występować również w rosji. faktycznie, niemal natychmiast znaleziono na uralu pierwsze diamenty. w muzeum znajduje się również piękny szmaragd podarowany humboldtowi przez cara mikołaja I. jest też największy bursztyn wydobyty z morza bałtyckiego. waży 9,75 kg, a wydobyto go w 1860 r. w pobliżu kamienia pomorskiego. jego dokładną kopię (ładniejszą, bo wypolerowaną) można obejrzeć w muzeum przyrodniczym wolińskiego parku narodowego.
wiele godzin spędziliśmy w muzeum. były meteoryty, projekcje filmów o kosmosie. było też to, co małe borsuki lubią najbardziej, czyli wielkie gabloty wypchanych zwierząt.
ale naprawdę padliśmy z wrażenia, kiedy weszliśmy do pomieszczenia, które wypełniały tysiące słojów z formaliną. były zaaranżowane tak, że patrząc między nimi widzieliśmy kolejne i kolejne słoje, jakby ten labirynt nie miał końca. trochę upiorne wrażenie. ale czego tam nie było! ryby, jaszczurki, węże, żaby, ośmiornice, kałamarnice. były też szczególnie ciekawe przypadki, takie jak syjamskie zwierzęce płody, ciałka z dwiema głowami czy węże, które pękły próbując połknąć zbyt dużą ofiarę…
przez taki rozstrzał tematyczny muzeum zdecydowanie zasługuje na nazwisko swojego patrona. co więcej, zgodnie z przekazem humboldta, przedstawia świat naturalny jako całość: od prehistorii i geologii, przez całą faunę, po dzisiejszy wpływ człowieka na przyrodę. oglądaliśmy m.in. wystawę fotografii przedstawiających piękne, nieziemsko kolorowe krajobrazy. dopiero po przeczytaniu podpisów pod zdjęciami okazywało się, że przedstawiają one jakieś trujące wycieki, toksyczne jeziora. widać apokalipsa również może być piękna.
Skomentuj