pewnego dnia stwierdziliśmy, że nigdy nie byliśmy na wakacjach po to, żeby odpocząć. zawsze w czasie wyjazdów dużo się przemieszczamy, dużo chodzimy, zwiedzamy, chcemy wszystkiego spróbować, wszystkiego doświadczyć. szkoda nam każdej chwili. zapragnęliśmy więc choć raz pojechać gdzieś, gdzie nie będziemy musieli robić absolutnie nic. chcieliśmy tylko, żeby było morze, bo lubimy nurkować i dobre jedzenie, bo lubimy jeść. w sposób naturalny padło więc na grecję i trochę przypadkiem – na korfu. ale był to przypadek szczęśliwy, bo korfu okazało się nie tylko przepiękne, ale też bardzo ciekawe.
oczywiście klasyczny „plażing” i hotel all inclusive nie wchodziły w grę, bez przesady. wynajęliśmy za bezcen fantastyczny, 400-letni dom, położony na wysokich wzgórzach nad acharavi, wśród gajów oliwnych, oczywiście z widokiem na morze. dawniej mieściła się w nim tłocznia oliwy. był tam taki spokój, że dzieciaki grały na ulicy w piłkę, a my mieliśmy wrażenie, że jesteśmy sami na świecie.
północna część korfu, na której byliśmy, jest mocno górzysta, a więc wybrzeże jest poszarpane, skaliste i bardzo urozmaicone. wysokie, strome klify sprawiają, że część plaż dostępnych jest tylko od strony morza (stosunkowo tanio można wynająć motorówkę). plaże są zazwyczaj kamieniste albo żwirowe, więc daleko im do delikatnego, złotego piasku nad bałtykiem. jednak z drugiej strony, dzieciaki miały frajdę, kiedy godzinami próbowały przerzucić plażę do wody albo wyruszały na jakieś dziwne misje, wspinając się po skałach. albo kiedy z wiekszych kamieni budowały w wodzie konkurencyjną wyspę – super-anty-paxos.
zawsze zadziwia mnie to, jak wiele osób tłoczy się na ciasnych kurortowych plażach, zastawionych leżakami, położonych tuż przy ulicy, zapchanych jakimś badziewiem i tanim żarciem. ale zaskoczeniem jest też to, jak łatwo jest takich miejsc uniknąć. codziennie jeździliśmy na inną plażę, a przy pomocy google maps udało nam się wyszukać prawdziwe perełki. poniżej kilka naszych ulubionych, wszystkie z północnej części wyspy. na kilku zdjęciach poniżej widać też ścieżki prowadzące na te plaże.
agios stefanos signion
to naprawdę urocze miasteczko portowe, położone dokładnie na wprost wybrzeża albańskiego (nie mylić z agios stefanos, kurortem z wielką plażą dokładnie po drugiej stronie wyspy). w miasteczku jest mała plaża i mała marina, ale jeśli pójdziecie nieoznakowaną ścieżką w lewo, po kilkunastu minutach zejdziecie do jednej zatoczki, potem do drugiej, trzeciej i zapewne kolejnych. i wszystkie będą piękne i być może będziecie je mieć (jak my) na wyłączność.
to była pierwsza prawdziwa kąpiel borsuków w morzu śródziemnym, więc najpierw pluli słoną wodą. potem cieszyli się, że tak łatwo mogą utrzymać się na wodzie. a potem zajrzeli w masce pod wodę i …przepadli. widok tak bogatego życia podwodnego ich po prostu zachwycił. każda rybka cieszyła! gdyby nie to, że woda była już dosyć chłodna, pewnie w ogóle by z niej nie wychodzili. obserwowaliśmy setki mniejszych i większych, mniej lub bardziej kolorowych rybek, obrzydliwe, ogromne wije (jak się potem okazało: wieloszczety wędrujące), czerwone okrągłe ukwiały, które nazywaliśmy pomidorami albo zupełnie przezroczyste krewetki. widzieliśmy też gigantyczne szołdry (wielkie małże, inaczej przyszynka szlachetna), flądrowate skarpy, a gucio raz nawet dojrzał ośmiornicę.
w tym miejscu korfu od albanii dzielą ponoć zaledwie 4 km. mogłam więc do woli zażywać kąpieli z widokiem na moją wymarzoną albanię.
porto timoni
ta podwójna plaża to chyba najsłynniejsza widokówka z korfu. jednak jako że trzeba tam iść dobre pół godziny wzdłuż stromego zbocza, bynajmniej nie ma tam tłumów. kiedy byliśmy tam w połowie paździenika, było naprawdę spokojnie, choć i tak była to zdecydowanie najbardziej zatłoczona plaża, na jakiej byliśmy.
dodatkową zaletą porto timoni jest to, że plażowanie można połączyć z wieczornym obiadem albo szklaneczką ouzo w jednej z kilku tawern w afionas. afionas położone jest na skraju potężnego klifu, więc wszystkie tawerny mają wspaniały widok na skaliste, niezamieszkane wysepki i północne skrawki morza jońskiego. szczególnie polecane wieczorem, w komplecie z zachodem słońca.
limni
paleokastritsa to kurort, ale naprawdę przepięknie położony: na stromych, wychodzących wprost z morza, zielonych wzgórzach. mnóstwo tu więc zatok, zatoczek, klifów i jaskiń. na jednej z tutejszych plaż odyseusz spotkał feacką królewnę nauzykaę (feakowie to lud zamieszkujący mityczną wyspę scherię, identyfikowaną dziś właśnie z korfu). my najpierw pojechaliśmy zwiedzić uroczy i pięknie położony klasztor w paleokastritsy. potem trzeba szybko minąć obrzydliwe miejskie plaże i wyjechać za miasto, żeby po kilkunastu kilometrach trafić do innego świata.
ścieżka na plażę limni prowadzi przez świetlisty gaj oliwny. uwielbiam drzewa oliwne, szczególnie te stare, niemiłosiernie powykręcane, często puste w środku, pachnące. całe północne korfu jest obsadzone takimi gajami. niżej na zdjęciu widać leżące na ziemi, pozwijane już, czarne siatki. domyślamy się, że służyły one do zbioru oliwek.
limni to również podwójna plaża: z jednej strony rozciąga się z niej widok na zatokę i zielone wzgórza paleokastritsy, a z drugiej na wąską zatoczkę wychodzącą na otwarte morze. na plaży było praktycznie pusto, natomiast pod wodą panował prawdziwy tłok! tuż przy brzegu rezydowała ławica tysięcy maleńkich, srebrzystych rybek. trochę dalej pływały iglicznie i dziesiątki innych nieznanych nam ryb. witek praktycznie nie wynurzał się z wody, wyciągając co rusz jakieś ciekawostki: kamienie z dziurką, małże, puste skorupy jeżowców albo maleńkie kraby pustelniki.
akoli
kolejna duża, kamienista i praktycznie całkowicie pusta plaża, ponownie z widokiem na wybrzeże albanii. podobnie, jak w przypadku limni, instrukcja dojazdu brzmiałaby następująco: zjedź z głównej drogi, jedź kawałek drogą szutrową, w pewnym momencie zatrzymaj się, odszukaj ścieżkę (bywa, że są oznaczone), idź nią 20-30 minut stromo w dół i już – jesteś w małym greckim raju.
lazurowe morze w połączeniu z bielutkimi kamieniami prezentowało się tu doprawdy zachwycająco. w dodatku z jednej strony plażę ograniczają powymywane przez fale skały, z licznymi załomami, skrytkami i basenikami. prawdziwy raj dla 6/8-letnich odkrywców! później jeszcze okazało się, że na wzgórzach zaraz obok jest kilka jezior, ale tam niestety nie trafiliśmy.
północna część korfu to coś, co wszystkim borsukom zdecydowanie przypadło do gustu.
Skomentuj