zlot czarownic w kongresowej – 23.06.2009

na dwa dni kobiety przejęły sale kongresową! sala, pamiętająca pewnie jeszcze jedynie słuszne mowy partyjne, wreszcie dostała się w nasze ręce! a tak poważnie rzecz biorąc, uczestniczyłam w niesamowitym wydarzeniu! dwa dni obrad, dyskusji, paneli, przemówień. wszystko w entuzjastycznej atmosferze, doskonale zorganizowane, na naprawdę wysokim poziomie merytorycznych (mimo kilku zgrzytów). kurcze, pełną rację ma – jak zawsze! – magdalena środa, która stwierdziła, że gdyby tak wyglądał polski parlament (a senat ma właśnie taką reprezentację – 92% to mężczyźni!!), inaczej wyglądałoby nasze państwo, inne byłyby polityczne priorytety, ale też inna byłaby kultura polityczna! może nie mielibyśmy euro 2012, ale zapewne nie zabrakłoby żłobków i przedszkoli, a w polityce nie byłoby tej bufonady, hipokryzji, cynizmu i prężenia muskułów, które teraz tak mierzi!

nie było użalania się nad sytuacją kobiet w polsce, ale rzeczowa dyskuja i jasne postulaty. krzyk zdrowego rozsądku. bo przecież to jest prawdziwa hańba, że żyjemy w kraju, gdzie kobietom odmawia się najbardziej podstawowego prawa do godności, rozumianej również jako prawo do godnej opieki zdrowotnej i prawo do decydowania o sobie (aborcja, refundowana antykoncepcja, edukacja seksualna). w kraju, gdzie blastocyt, którego krzyk słyszy poseł gowin ma większe prawa niż 50% społeczeństwa. pamiętacie hasło partii kobiet? 50% demokracji to nie demokracja! chcemy równego traktowania! chcemy równych płac i połowy władzy! nie można dłużej godzić się na wykluczanie połowy społeczeństwa z udziału w życiu publicznym. chcemy parytetów w polityce, ale też w biznesie i w nauce! kobiety nie są problemem – są rozwiązaniem! aktywizacja zawodowa kobiet, umożliwienie im łączenia ról zawodowych i domowych, współodpowiedzialność z mężczyznami za rodziny, ale i za państwo – to jest recepta na kryzys. nie piłka nożna w 2012 roku! nie, w ciągu tych dwóch dni nie zrobiono mi feministycznego prania mózgu. te kwestie uważam za tak oczywiste i tak racjonalne, że trudno mi wyobrazić sobie, że dla kogoś innego są przejawem radykalizmu. przecież my, feministki, nie mamy jakichś wydumanych żądań, ubzduranych problemów. czasy palenia staników do polski nigdy nie zawitały, a na świecie już dawno minęły. tutaj mowa jest o wolności i godności, która należy się kobietom bez dwóch zdań! a jednak okazuje się, że o te oczywiste oczywistości wciąż trzeba walczyć…

w ciągu dwóch dni kongresu padło zresztą wiele podniosłych słów, wygłoszono wiele ważnych postulatów i manifestów. najwięcej mówiono o kobiecej solidarności albo raczej jej braku. słowo „solidarność” ma w takich przypadkach szczególnie silny ładunek symboliczny. nie chodzi o zwykłą jedność celów. to odwołanie się do polskiej tradycji walki o wolność i o sprawiedliwość. to wspólna sprawa, o którą walczy się w trakcie debaty, a nie pyskówki. to wspólny cel i dążenie do niego ramię w ramię. a wiadomo, że tej solidarności kobietom bardzo brakuje. nie będę lać wody na młyn tym, którzy twierdzą, że kobiety nie są w stanie zorganizować się; że zanim coś stworzą, to trzy razy się pokłócą. kobiety, które osiągnęły sukces, często prześcigają się w deklaracjach, że one nie są feministkami, że przecież ich nikt nie dyskryminuje. cóż za ignorancja! cóż za egoizm! madlaine albright podobno powiedziała, że w piekle będzie specjalne miejsce dla kobiet, które nie pomagały innym kobietom. jednak te dwa dni dały mi taką wiedzę, naładowały mnie taką pozytywną energią, że będę twierdzić, że ta obśmiewana i wyszydzana kobieca solidarność (siostrzaność) naprawdę istnieje!

DSC01937

było kilka naprawdę wielkich momentów kongresu: sam widok pełnej sali kongresowej. entuzjazm po słowach jolanty kwaśniewskiej: „chcemy 100% płac i 50% władzy!”. wykład marii janion. poruszające przemówienie agnieszki agraff (na zdjęciu powyżej), nagrodzone długą owacją na stojąco. przemówienie pełnomocniczki rządu USA ds. kobiet, które rozpoczęła (po polsku!) słowami „moje drogie polskie siostry!”. ale dwa momenty najgłębiej utkwiły mi w sercu.

pierwszym z nich był koncert kory. co za osobowość! co za charyzma! co za siła! no i co za głos!! kurcze, kora jest naszym skarbem narodowym. w czasie koncertu zaśpiewała największe przeboje swoje i maanamu i to w taki sposób, że ciary biegały po plecach w górę i w dół. a te piosenki, napisane często ponad 20 lat temu na głowę biją wszystkie „hiciory” lat późniejszych. kora nie musi mizdrzyć się do publiczności jak dzisiejsze gwiazdeczki, nie musi udawać naszej koleżanki z sąsiedztwa – ona jest na scenie ARTYSTKĄ. z drugiej strony, za tą charyzmą stoi taki głos i taki talent, że … czapki z głów!! cała kongresowa była jej –  po trzech piosenkach wszystkie babki stały, skakały i śpiewały. a ona sama powiedziała, że zagrała w kongresowej mnóstwo koncertów, ale nigdy… ale nigdy przed taką publicznością. to jak science fiction!:)

DSC01913

niestety musiałam wyjść przed końcem koncertu i nie słyszałam – zaśpiewanego jako trzeci bis – mojego ukochanego „boskiego buenos”. wklejam więc je tutaj sobie na pocieszenie.

z kolei punktem kulminacyjnym drugiego dnia było przyznanie tytułu polki dwudziestolecia henryce krzywonos-strycharskiej. krystyna janda wygłosiła niesamowicie poruszającą, płomienną laudację (trudno wyobrazić sobie lepszą osobę w tej roli!). henryka krzywonos dostała długą owację na stojąco i chyba nie tylko ja miałam łzy w oczach i wielką gulę wzruszenia w gardle! to świetny wybór! krzywonos nie tylko odegrała swoją wielką rolę w czasie strajku w 1980 roku, ale potem dostała od życia (i władzy) w dupę chyba mocniej niż inni. po 1989 r. nie weszła od polityki, nie była – jak to się ładnie mówi – beneficjentem transformacji, ale z rodziną ledwo wiązała koniec z końcem. mało tego, w tych wciąż siermiężnych czasach założyła rodzinny dom dziecka i wychowała 12 dzieci (jej córka teraz sama prowadzi taki dom)! i tak sobie myślę, że jej życie jest świetnym symbolem losu kobiet w okresie po transformacji. kiedy były potrzebne, kobiety w równym stopniu co mężczyźni walczyły o wolność i płaciły za tą walkę równie wielką cenę. jednak kiedy przyszło co do czego, o sprawach (i prawach!) kobiet zupełnie zapomniano; odkłada się je na wieczne nigdy, bo wciąż są ważniejsze sprawy do załatwienia, bardziej palące problemy. a kobiety, zamiast spalać się w politycznych kłótniach i bufonadach, zabrały się po prostu do pracy i zajęły rodziną. najwyższy czas to docenić!

DSC01949

szkoda, że medialne relacje z kongresu ograniczyły się do podśmiewania się z tej nowej seksmisji i przejęcia – tak na dobry początek – wszystkich męskich toalet w kongresowej. w tego typu żenująco głupich komentarzach jak zawsze brylował tvn. to, co najbardziej zajmowało dziennikarzy to brak na kongresie mężczyzn („walkę o swoje prawa kobiety rozpoczęły od dyskryminacji mężczyzn” – oj biedni…). po sali zresztą chyłkiem przemykali nieliczni (niezaproszeni) mężczyźni, m.in. fetowany za niedawny manifest feministy, prof. osiatyński i wielki tolerancjonista wyborczej, piotr pacewicz. ale to było kobiece święto! prawdziwy zlot feministycznych czarownic! 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: