wśród huku reklam i nawałnicy ludzi, stałam wczoraj chyba 40 minut w kolejce do kasy w carefourze. ale wychodząc miałam, co chciałam – dwa melony wychodowane w sztucznym słońcu holandii. będą konfitury. teraz można gotować.
bardzo lubię gotować, szczególnie, gdy w radiu gra dobra muzyka. to jest właściwie warunek, bo inaczej robi się trochę nudno i gotowanie mnie niecierpliwi. a gdy leci np. niedzielna „siesta” kydryńskiego, można sobie dłubać godzinami, robić gołąbki, lepić rogaliki czy kroić warzywa na wielgachną sałatkę. ręcę zajęte i głowa pełna. ot i cały sekret niedzielnych obiadów! niedzielne obiady są lepsze wcale nie dlatego, że to jakiś to bardziej uroczysty dzień (wręcz przeciwnie – najnudniejszy dzień tygodnia!), ale po prostu w radio lepsza muzyka, można więc obiad robić przez dwie godziny – od 15 do 17…
układa się wszelkiego rodzaju listy muzyczne: najlepsze kawałki do biegania („don’t stop me now”), do sprzątania („i want to break free”), setki sładanek romantic & sexi. dlaczego więc nie stworzyć listy piosenek, przy których najlepiej się gotuje? na mojej prywatnej liście na pewno znaleźliby się andrzej zaucha i – jak do wszystkiego – queen. bynajmniej nie deprecjonuje to najlepszej muzyki. bo przecież dobra muzyka to dobry nastrój. dobry nastrój to dobre jedzenie. dobre jedzenie to dobry nastrój. to najsmaczniejsze błędne koło.
przy lepieniu rogalików marzyłam dziś sobie o naszym miejscu na ziemi. dużo wskazuje na to, że właśnie je znaleźliśmy. teraz wszystko zależy od pana konserwatora zabytków i wyników losowania w totka!:) nic więcej nie powiem!:)
niestety nie mamy słodkiej córeczki z kokardą we włosach, która – według reklam kostek rosołowych – potrzebna jest do stworzenia rodziny idealnej. nie było więc dziś nikogo, kto by wkładał paluszki do ciasta i asystował przy pieczeniu świątecznych ciasteczek. ale był za to kotek, który wkładał cały łeb do makutry, chłeptał olej wlewany do ciasta na pierniczki i wylizywał masło z blachy.
Skomentuj