po wojnie dziadkowie pracowali w miejscowym kołchozie, co zostało skrzętnie udokumentowane na zdjęciach.
dziadek pracował jako „scziotacz” (uczotczik?), czyli po prostu liczył!:)) ile mleka która krowa dała, ile która dojarka mleka wydoiła, o ile zostały przekroczone normy. na zdjęciu obok dziadka stoi jego siostra, ciocia józia.
babcia natomiast pracowała w biurze i całemu kołchozowi naliczała „trudodni”, czyli dni pracy. do zdjęcia zapozowała z brygadą budowlaną.
co ciekawe, pracowali głównie z ukraińcami. jak mówi babacia, nigdy nie było między nimi żadnych spięć, wszyscy byli grzeczni i uprzejmi. babcia mówi, że pracownicy ją tam bardzo szanowali. wiedzieli, że słabo mówi po ukraińsku, ale odnosili się do tego z dużym zrozumieniem. (dziadek mówił płynnie, a z kolei pradziadek józef, który pracował w kołchozie w brygadzie łąkarzy nie mówił ani słowa po rosyjsku czy ukraińsku i ze wszystkimi romawiał po polsku).
p.s. do wpisu „dziadek – bojewik”. kiedy dziadek przyjechał do donbasu, było tam jeszcze mnóstwo niemców, wziętych przez sowietów do niewoli. jeśli dobrze pamiętam, związek radziecki nie podpisał w tamtym czasie konwencji genewskiej o traktowaniu jeńców wojennych, więc więźniowie byli traktowanie gorzej niż podle. dziadek zapoznał się tam z jakimś ślązakiem, który służył w wermachcie i razem z niemcami trafił do niewoli. ślązak ten, który – jak to dziadek ujął – bardzo kaleczył polski, opowiadał mu, że na początku niewoli w donbasie przeżyli prawdziwe piekło. codziennie rosjanie gnali ich do pracy w kopalni, a nie zapewniali praktycznie żadnego wyżywienia. „plenniki” spali w wielkich barakach, bez żadnych pryczy, prosto na ziemi. gdy ów ślązak budził się rano, dookoła ten, tamten i jeszcze kilku już nie żyło. marli z głody jak muchy… kiedy do donbasu trafił dziadek, sytuacja była już o niebo lepsza. niemcy dostawali pomoc od czerwonego krzyża i, jak dziadek mówi, czekoladę jedli jak chleb. wciąż pracowali codziennie w kopalniach, ale więzienie było już półotwarte – mogli więc normalnie wychodzić do miasta. a jak się cieszyli, gdy wreszcie rosjanie zaczęli ich wypuszczać na wolność!! dziadek mówi, że to była taka radość, jakby ich ktoś z piekła wypuszczał! orkiestra odprowadzała ich na pociąg, skąd kolejne transporty ruszały na zachód.
Skomentuj