ostatnio miałam okazję przeczytać – prawie jedna po drugiej – „platformę” houellebecqa i „zwrotnik koziorożca” millera. obie napisane przez mężczyzn, obie przesycone scenami erotycznymi. książki niby inne – przede wszystkim napisane w odstępie 80lat! – a jednak trochę podobne, bo jedynym oderwaniem od braku idei, od miałkości życia codziennego i wypalenia, jest seks. i to w jakiej obfitości! pomijam obsceniczność millera i dosadność houellebecqa. gdzież im do pięknej poetyki seksu anais nin! śmieszy mnie – z czego zdałam sobie sprawę dziś po południu – jedno podobieństwo. bohater i jednej, i drugiej książki to prawdziwy bóg seksu! nawet paskudny introwertyk houellebecqa okazuje się prawdziwym macho, który nawet prostytutki doprowadza do szalonych orgazmów. wszystkie kobiety ociekają wręcz rozkoszą, nikt ich tak dobrze jeszcze nie pieprzył, nie zaznały dotąd, co to prawdziwy men! kobiety w tych powieściach – obu rewelacyjnych zresztą! – służą głównie wykazaniu jurności głównego bohatera. nie chodzi mi jednak o ich oszałamiające libido, ale o tę skuteczność.
śmieszy mnie strasznie taki machowski zachwyt nad sobą. fajnie wpisuje się to w polski sposób pisania o seksie – co prawda niewiele, ale za to zawsze udanie. najczęściej pruderyjnie i po bożemu. a bywa jeszcze, że totalnie głupio! najgłupszy tekst, jaki kiedykolwiek przeczytałam o seksie, to złota rada z „maxima” czy innego „CKMu”: w czasie stosunku skup się na sobie, już ona sama zatroszczy się o swój orgazm… w efekcie wiele kobiet przez całe życie udaje orgazmy, głaszcząc partnerów po głowie i chwaląc, jak im to było dobrze. ostatnio w „wysokich obcasach” był świetny artykuł o polkach opowiadających o seksie, z doskonałym mottem: „kobieta nie lampka – pstryk i działa”. widać brakuje namn seksualnych osobowości na miarę bohatera millera…
Skomentuj