czasem wydaje mi się, dziadkowie mieli w stupnicy prawdziwą sielankę: bory, lasy, grzyby, maliny, pszczoły, wypasanie krów. zapominam jednak, że często było śmiertelnie niebezpiecznie i w jakich okolicznościach przyszło im stamtąd wyjeżdżać. stupnica była co prawda polską wsią i nie mieszkali w niej ani żydzi, ani ukraińcy. tak czy inaczej jednak była położona w samym centrum kresowego kotła. nie ominął jej więc ani koszmar wojny, ani głód, ani – przede wszystkim! – horror walk polsko – ukraińskich.
w czasie wojny, jeszcze za niemieckiej okupacji, w okolicy grasowały grupy banderowców i było naprawdę niebezpiecznie. babcia wspomina, jak to na noc wychodzili do lasu, żeby się skryć, bo w nocy było najbardziej niebezpiecznie. jak to mieli porobione ukrycia w gnoju w oborze. jak to człowiek bał się własnego cienia. dziadkowie mieli to szczęście, że z ich znajomych zginęło „zaledwie” kilka osób:
zginęła leszka, która po prostu wracała przez pole z sambora.
zginął michał dranowski – ojciec stefki dranowskiej, koleżanki babci, która po latach również trafiła do wałbrzycha (ironia losu: już po śmierci ojca, stefka wyszła za mąż za ukraińca)
zginął józef pajdzik (jakiś daleki wujek babci, stryj florka pajdzika)
zginął ziomek (ziomek to nazwisko, ale faktycznie – był chrzestnym jednego z braci dziadka, ojciec hermana ziomka) – wcześniej miał ponoć sklep. miał urwaną nogę (pamiątka z pracy przy nafcie w borysławiu). musiał mieć on jakiś zatarg z ukraińcami, bo zatłukli go w straszliwy sposób: podziabali całe jego ciało bagnetami czy nożami tak, że została z niego sama miazga. ziomek miał nawet karabin, jednak nawet nie próbował się bronić – być może ze strachu. babcia mówi, że do dziś dnia pamięta tamten dzień. wszyscy we wsi byli przerażeni, chodzili osłupiali i tylko czekali momentu, kiedy trzeba będzie uciekać w żyto.
razem z ziomkiem zginał też karol samojeden, biedny, słaby chłopak. babcia pamięta, że był bardzo religijny i zawsze w kościele żarliwie się modlił. mocno kulał na jedną nogę, więc nie miał jak uciekać. (inny samojeden, starszy pan, był wyjątkowo zdolnym majstrem w stupnicy).
o mało nie zginął też mietek węgrzyn, brat babci. było to w czasie, kiedy było naprawdę gorąco i niebezpiecznie. cała rodzina babci uciekła do borysławia, gdzie zatrzymali się u jakiegoś znajomego pradziadka józefa. przez całą drogę gnali ze sobą dwie krowy, które babcia gdzieś tam w borysławiu wypasała. w tym czasie wujek mietek, który walczył gdzieś w lasach, skrył się w domu w stupnicy. na niego banderowcy byli szczególnie łasi, bo miał z nimi jakieś porachunki. jednego dnia wyszedł na podwórze, gdzie przyuważył go któryś z polujących ukraińców. „my uże tebe majem!” krzyknął i ruszył za wujkiem do chałupy. węgrzynowie mieli jednak na wszelki sluczaj przygotowane wyjście na strych, którego nie sposób było dojrzeć od drzwi. tamtędy wujek uciekł, a ze strychu błyskawicznie na pole i w długą. na szczęście właśnie wtedy reszty rodziny nie było. nie wiadomo, czy banderowcy nie mściliby się na nich… kilka lat później wujek odpłacił im się pięknym zanadobne, uskuteczniając akcję „wisła”…
kiedyś cała banda zapowiedziała sie u węgrzynów na kolację. prababcia maria nagotowała cały gar ziemniaków, które rozgniotła z jakąś konserwą. i tak, chcąc niechcąc, żywili oprawców.
z drugiej strony, rodzina dziadka nigdy nigdzie nie uciekała. mieszkali wśród ukraińców, odwiedzali się nawzajem, jako dzieciak, dziadek biegał nawet do ukraińców na prawosławne święta. i jakoś udało im się przetrwać w pokoju.
w końcu sytuacja wymknęła się chyba spod sowieckiej kontroli i nadszedł czas, żeby radzieckie naczalstwo położyło na kresach swój czerwony but. ukraiński ruch narodowy (w żadnej formie) na pewno nie był mile widziany w moskwie, więc rozprawiono się z nim wyjątkowo brutalnie. dziadek mówił, ze przez drogi i przez lasy szła prawdziwa wataha radzieckich żołnierzy – jeden obok drugiego, przeczesywali lasy i wioski. wszystkich, których podejrzewali o przynależność do banderowców, od razu mordowano, a rodziny wysyłano na sybir. „czerwona miotła”, jak mówi dziadek. później stworzono jeszcze ten istriebitielnyj batalion, w którym służył też dziadek, a który działał jakoś do 1949 roku, gdy sytuacja w miarę się uspokoiła.
Skomentuj