po kądzieli – osoby dramatu – 21.10.2008

W kolejnym cyklu w rolach głównych występują:

Klarowie

czyli babcia, Wanda Klara, z domu Węgrzyn i dziadek, Florian Klara. Po środku mała mama, w tle Chełmiec. Bohaterowie drugoplanowi to: rodzina Klarów i rodzina Węgrzynów. Zobaczymy, jak daleko uda nam się zajść…

Zacznę od źródeł, czyli od Stupnicy. Dziadkowie wyjechali ze Stupnicy w 1956 roku. To był już ostatni dzwonek i ostatnie transporty do Polski. Kto wie, jakby potoczyły się nasze losy, gdyby nie to, że pradziadek, Józef Węgrzyn, ojciec babci, zmarł nagle na gruźlicę w 1956 roku. Pradziadek służył wcześniej w Wojsku Ludowym na terenie zachodniej Polski. Widział, jak przebiegają tam wysiedlenia Niemców: część Niemców była przeganiana, część mieszkała razem z Polakami. Chciał zapewne uniknąć i tej, i tej możliwości, bo podobno do końca był przeciwny wyjazdowi. Wolał pewnie zostać na swoim niż pchać się w nieznane. Gdy nagle zmarł, dziadkowie i prababcia, Maria Węgrzyn, z domu Kulpa, zebrali cały dobytek i ruszyli transportem na zachód. Dołączyli do dziesiątek kuzynów, wujków i pociotków, którzy już zdążyli wyjechać do Polski. Wujek Janek, brat mamy, miał wtedy 4 lata, mama – zaledwie kilka miesięcy.

Stupnica to była duża, polska wieś położona 6 km od Sambora, około 80 km na południowy-wschód od Lwowa. Jak całe Kresy, doświadczyła całego pogmatwania polskiej historii. Węgrzynowie przybyli tam spod Przemyśla tuż po odzyskaniu niepodległości przez Polskę: ziemia na Kresach była tańsza i było jej więcej. Ojciec dziadka, Franciszek Klara, służył w wojsku polskim, dziadek służył już w Armii Czerwonej. Matka dziadka, Zofia Klara, z domu Burger, była Niemką (pochodziła z Niemców Nadwołżańskich). Babci brat bił się z Ukraińcami; wszyscy zaznali koszmarnego głodu i strachu w czasie bratobójczych walk. Już po wojnie dziadkowie mieli jeszcze okazję kilka lat popracować w radzieckim kołchozie razem z Ukraińcami, którzy kilka lat wcześniej byli dla ich śmiertelnymi wrogami. Mama jeszcze niedawno w dowodzie w rubryce „Miejsce urodzenia” miała wpisane „ZSRR”, teraz ma już „Ukraina”. Poplątanie z pogmatwaniem. Odbijało się to chociażby na programie szkolnym. Babcia do tej pory potrafi wymienić wszystkich faraonów egipskich. Ani w Polsce, ani tym bardziej później w Związku Radzieckim, nie mogli uczyć się prawdziwej historii; dla bezpieczeństwa nauczano więc historii starożytnego Egiptu.

Dziadkowie mieli w Stupnicy niewielkie, choć zupełnie samowystarczalne gospodarstwo. Wystarczało, że na targu kupili trochę nafty, sól czy sznurek. Po ślubie zamieszkali w domu babci. U dziadka wciąż mieszkało czworo rodzeństwa, tymczasem dom i gospodarstwo Węgrzynów były większe i puste: dwaj bracia babci już wybyli z domu. Starszy, Mieczysław Węgrzyn, po wojennej partyzantce, wyruszył gdzieś w świat. Młodszy, Józef, już studiował we Lwowie.

Miecio to była niespokojna dusza. W czasie wojny szalał po lasach i walczył z Ukraińcami. Nikt nigdy nie mówił, co wywalczył, ale raczej nie była to chlubna walka… Przez to jego wojowanie cała rodzina żyła w ciągłym strachu. Na noc wychodzili do lasów, bojąc się grasujących ukraińskich band. Nocowali w lesie, a na dzień wracali do domu. Jednak w dzień również nie było bezpiecznie, mieli więc porobione specjalne kryjówki … w gnoju. Później, już w Polsce, na długie lata słuch o Mieciu zaginął. Wreszcie babcia dostała wiadomość, że zmarł i jest pochowany w Łupawie, dokąd rodzice jeżdżą co roku przed świętem zmarłych. (To tam ponoć, gdy miałam kilka lat, gonił mnie w morderczych celach indor!).

Natomiast Józio to była zupełnie inna historia. Niezwykle inteligentny, o fenomenalnej pamięci, taki stupnicki Rimbaud. Skończył dziesięć klas w Samborze, potem studiował we Lwowie, a po wojnie kończył studia – chemię – już w Kijowie. Gdy cała rodzina wyjechała do Polski, on jeden został na Ukrainie. Ożenił się z Heleną (Leną), również chemiczką, z którą mieli syna, Olka. Mieszkali w Białej Cerkwi, kilkadziesiąt kilometrów od Kijowa, gdzie kiedyś odwiedziła ich nawet mama. Później przenieśli się do Polski, ale po pewnym czasie rozwiedli się i ciocia Lena z Olkiem wrócili do Białej Cerkwi. Olek, kuzyn mamy, kilka lat temu nagle zmarł. Pozostała po nim córeczka, Alina. Wujek Józek natomiast mieszkał z drugą żoną, Krystyną, we Wrocławiu. Niestety zmarł kilka tygodni temu.

Kilka lat temu pojechaliśmy do Stupnicy. Jak po sznurku trafiliśmy do dawnego domu dziadków. Jak stał, tak stoi – solidny dom na podmurówce, zbudowany z wielkich, pięknych beli. Tuż obok domu jest zarośnięty cmentarz, na którym wciąż stoi grób pradziadka Józefa.

2325

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: