zdaje mi się czasem, że kotek nasz, lesio, bardziej przypomina psa niż kota… gryzie, a nie drapie. lubi taplać się w wodzie. jest absolutnie wszystkożerny (ziemniaki, makaron, gotowane pomidory, oliwki(!), wędzone mięso ……). no i łazi za nami … jak pies. tam gdzie my, tam i on. kiedy jemy, lesio jest w kuchni. próbuje dostać się na stół, żeby ukraść coś z talerza, wylizuje garnki w zlewie, bawi się wodą cieknącą z kranu, a jak już sie uspokio, układa się na lodówce – wciśnięty gdzieś pomiędzy toster i miskę z jabłkami – i śpi… kiedy przechodzimy do pokoju, po chwili pojawia się tam i lesio. w pokoju to już jest mnóstwo zabawy: gryzie nasze nogi, skacze po parapecie, obgryza moje jarzębinowe korale, wyciąga sparpetki z kartonów, wynosi je kolejno i chowa np. gdzieś za szafką w przedpokoju, włazi na szafę, gdzie po chwili zasypia, kołysząc się niebezpiecznie nad przepaścią. ale przede wszystkim w pokoju jest jego ukochany ręcznik do ciumkania. no i wybitnie „koci fotel”, do którego we trójkę się ścigamy (jest tylko jeden…).
kiedy natomiast idziemy się kąpać, kot waruje pod drzwiami łazienki albo próbuje dostać się za nami do środka. i wtedy jest najwięcej śmiechu – mamy bowiem wodnego kota! lesio wskakuje na brzeg wanny i próbuje sięgnąć i pacnąć wodę (tak, zdarzało się, że łapka omsknęła się i zmoczył pupkę…). potrafi przez pół godziny chodzić w tą i z powrotem po brzegu wanny i najwyraźniej podnieca go i nieustannie zadziwia kołysząca się tafla wody. świetną zabawą jest też ciurkający kran. ta strużka wody tak śmiesznie zakręca, kiedy ją pacnąć łapą! i gdzie ona ginie odmętach zlewu?
a może koty – jak psy – upodobniają się do właścicieli? bo lesio – inaczej niż szacowny bodzio damrat – jest strasznym łobuzem: gryzie (dziadka pogryzł do krwi!), drapie, wylizuje masło z maselniczki, kradnie zakupy i skarpetki, ucieka z domu … taki to łobuz. a więc bardziej fursewicz niz damrat!:) babcia usprawiedliwia go jeszcze inaczej: łobuz, bo to jeszcze chłopak. chłopak, więc mu wolno!:)
w ostatni wtorek zrobiliśmy urodzinowy obiad a’la ukrainien dla maćka. okazało się jednak, że to nie maciek był głównym gościem:
Skomentuj