znow pisze ze sporym poslizgiem, ale zeby zachowac tematyczna ciaglosc, zostane jeszcze przez jeden wpis wsrod zabytkow ormianskich. z kars wyjechalismy na poludnie do miasteczka doğubayazit, polozonego u stop gory ararat, tuz przy granicy z iranem. doğubayazıt slynie z przepieknego palacu işhak paşa, jednak jako ze jest to zupelnie inna bajka, zostawie go na pozniejszy wpis. nastepnego ranka (16 sierpnia) kontynuowalismy nasza podroz na poludnie do van. region roi sie od starych ormianskich i kurdyjskich zabytkow, jednak znany jest przede wszystkim z uroczego kosciolka na wyspie akdamar na jeziorze van.
my jednak podrozowalismy chronologicznie i zaczelismy od zwiedzenia dawnego palacu urartyjskiego w cavuştepe, wiosce polozonej kilkadziesiat kilometrow na poludnie od van. urartyjczycy, ktorzy sa uwazani za przodkow ormian, zamieszkiwali te tereny niemal tysiac lat przed chrystusem. znani byli jako budowniczowie fortec i palacow, ktorych dziesiatki odkrywa sie na terenie poludniowej turcji i dzisiejszej armenii, a takze ze swojego rekodzielnictwa: pieknej zlotej bizuterii. im tez przypisuje sie pierwsza produkcje wina, aczkolwiek do tego tytulu konkurowaloby zapewne rowniez kilka innych kultur.
palac, po ruinach ktorego chodzilismy, zostal zbudowany w polowie VIII w.p.n.e. przez urartyjskiego krola sardura II. niewiele z niego pozostalo oprocz fundamentow, dzbanow na ziarno zasuszonych w ziemi, marmurowej dziury w ziemi, ktora kiedys sluzyla za toalete, a przede wszystkim scian swiatyni, na ktorej w swietnym stanie zachowaly sie bazaltowe tablice z napisami w alfabecie urartyjskim. co ciekawe, przewodnikiem i opiekunem tego miejsca jest pan, ktory jako jeden z zaledwie kilkudziesieciu osob na swiecie potrafi odczytac i zinterpretowac jezyk urartyjski!
znow mielismy niesamowite szczescie do ludzi, gdyz ruiny te razem z nami zwiedzala grupa mlodych ludzi z diyarbakır, ktorzy zaoferowali, ze zabiora nas ze soba na wyspe akdamar. zaoszczedzilo nam to sporo czasu i pieniedzy, a przy okazji duzo sie dowiedzielismy. byli oni dzialaczami organizacji niosacej pomoc dla kobiet – ofiar przemocy rodzinnej. ponadto pobralismy pierwsze lekcje kurdyjskiego, a nawet perskiego.
zaczne od jeziora, bo samo jego powstanie to ciekawa historia. dawno dawno temu, nie bylo jeziora van, byl za to potezny wulkan wznoszacy sie prawie 4,5 tysiaca metrow n.p.m. szesc tysiecy lat temu wulkan grzmotnal z taka sila i wyplul z siebie tyle wnetrzosci, ze pozostalo z niego zaledwie nieco ponad trzy tysiace. to, co z niego wylecialo, zablokowalo doline rzeki, tworzac w ten sposob najwiekszy naturalny zbiornik wodny turcji – jezioro van. van jest nie tylko duze, ale i bardzo glebokie – miejscami ma do 200 metrow glebokosci. na tym wyzynnym terenie sa trzy wielkie bezodplywowe jeziora: van, sewan w armenii oraz urumiya w iranie. wszystkie trzy zajmuja bardzo wazne miejsce w historii starozytnej armenii i otoczone sa starymi, pieknymi kosciolkami ormianskimi. (przynjamniej jeziora van i sewan, ktore widzialam). ze wzgledu na duze parowanie w tak goracym klimacie, woda w jeziorze van jest podobno bardzo alkaliczna (zasadowa). dzieki temu jest ponoc przyjemna w dotyku, ma jakies wlasciwosci czyszczace (miejscowi piora w niej odziez!), a przede wszytkim cialo lekko sie unosi na wodzie, przez co zapewne nawet maciek plywalby jak ian thorpe. z innych ciekawostek: jezioro van zamieszkuja dwa endemiczny gatunek ryby: inci kefali, ktorej nie omieszkalismy zjesc. niewielkie to i niezbyt smaczne. nazwa inci kefali oznacza perlowa rybe i symbol ryby czesto pojawia sie na przepieknej bizuterii w miejscowych sklepach, po ktorych razem z anne ciagalysmy macka. jak kazde slynne jezioro, van ma rowniez swojego potwora (van gölü canevarı). w zwiazku z tym zastanawialismy sie z mackiem nad wyslaniem kartki z podrozy do ministerstwa edukacji, aby malo szanowny ojcec jescze mniej szanownego pana ministra mogl wzbogacic swoja teorie kontr-ewolucji.
jak wczesniej wspomnialam, jezioro van jest niesamowicie ciekawe, dlatego zanim przejde do samego kosciolka, jeszcze jedna ciekawostka. otoz nad jeziorem van mieszka niesamowity rodzaj kota, w ktorego istnienie dlugi czas nie wierzylam!:) otoz koty z van: 1) lubia plywac, 2) maja zazwyczaj jedno oko zlote, drugie niebieskie i 3) szczekaja raczej niz miaucza. nie wierzylam, poki nie ujrzalam na wlasne oczy:
jak nam powiedzial chlopiec, ktory oprowadzal nas po domu – muzeum, ktore zwiedzalismy w van, dawniej w okolicy zylo kilka tysiecy tych kotow, jednak obecnie pozostalo ich zaledwie okolo czterystu. problem w tym, jak powiedzial, ze koty te nie moga zyc w domach z betonu (bo nie ma w nich wolnej milosci), ale jedynie w domach tradycyjnie lepionych z ziemi. wyczytalam jeszcze, ze w XIX wieku kota z van posiadal sam sultan abdülhamid i do dzis pozostaly one symbolem wladzy, statusu; jednego sprezentowano nawet obecnemu premierowi.
jednak van najbardziej chyba kojarzy sie z ormianskim kosciolem na wyspie akdemar. jest to chyba najlepiej zachowany kosciol ormianski w poludniowo wschodniej turcji, pewnie glownie ze wzgledu na swoje polozenie. kosciol stoi niemal nienaruszony, przypominajac, ze tereny te byly niegdys zamieszkane glownie przez ormian. samo miasto van mialo przed wojna kilkadziesiat tysiecy mieszkancow, podczas gdy pierwszy spis ludnosci republiki tureckiej przeprowadzony w 1924 r. podaje liczbe zaledwie kilku tysiecy. wszyscy wiedza, co sie z nimi stalo, jednak glosno sie o tym oczywiscie nie mowi. ormianie zyli na terenach poludniowo-wschodniej anatolii setki lat przed pojawieniem sie na tam turkow. w imperium osmanskim obowiazywalo prawo koraniczne, ktore w pelni regulowalo zycie wszystkich muzulmanow. pozostale mniejszosci religijne byly zorganizowane w millety, czyli wspolnoty religijne, na czele ktorych stali przywodcy religijni. i to ich wewnetrzne prawodawstwo regulowalo zycie spoleczne, prawo rodzinne, kulture, edukacje itp. tak wiec mniejszosci religijne cieszyly sie w czasach imperium osmanskiego autonomia, o jakiej dzis moga jedynie marzyc mniejszosci etniczne w turcji. ormianom pod rzadami tureckimi bylo tak dobrze, ze zyskali tytul sadık millet, czyli lojalny narod. problemy zaczely sie – jak zawsze i wszedzie! – gdy po obu stronach, ormianskiej i tureckiej – do glosu doszli radykalni nacjonalisci. upraszczajac, mlodoturcy zapragneli jednolitej etnicznie ojczyzny. z drugiej strony, organizacje i bojowki zbrojne ormian zaczely walczyc o niepodlegla armenie. byly to czasy I wojny swiatowej i wielu zolnierzy ormianskich walczacych w armii tureckiej zaczelo przechodzic na strone rosji. oslabienie i tak juz slabego imperium osmanskiego lezalo jak najbardziej w interesie rosji, wspierala wiec ona ormianski ruch narodowowyzwolenczy w turcji, jednoczesnie calymi silami tlumiac go u siebie. oficjalnie rzad mlodoturecki skazal ormian na wysiedlenie na syryjska pustynie, co oczywiscie samo w sobie jest juz wyrokiem smierci. trudniejsze do udowodnienia jest to, czy wydano rozkaz wprost nakazujacy eksterminacje narodu ormianskiego. problem w tym, ze wiekszosc dokumentow z tamtego czasu zostala zniszczona albo zaginela w czasie wojny. problematyczna jest rowniez sama liczba ofiar: strona turecka mowi o 300 tysiacach, ormianie w porywach nawet o dwoch milionach! faktem jednak sa bardzo dobrze udokumentowane straszliwe masakry, jakie mialy miejsce we wschodniej turcji w 1915 roku, a to tylko najstraszniejsza w szeregu morderczych kampanii anty-armenskich w ostatnich trzech dekadach imperium osmanskiego! inna sprawa, ze w 1917 roku, ormianie – wraz z armia rosyjska – wrocili na tereny, wraz z marzeniami o niepodleglej armenii. wtedy tez mialy miejsce czystki tych terenow z ludnosci tureckiej i kurdyjskiej. strona turecka mowi o 600 tysiacach zabitych i to wlasnie te ofiary sa upamietnione w muzeach w erzerum i van, o czym wczesniej wspominalam. w pozniejszych latach ormianscy fundamentalisci przeprowadzili dziesiatki zamachow terrorystycznych na calym swiecie, po kolei likwidujac mlodoturkow w jakimkolwiek stopniu odpowiedzialnych za ludobojstwo ormian w 1915 roku, a nastepnie dowolnie wybierajac cele tureckie (np. zamach na stanowisko tureckich linii lotniczych na lotnisku orly w paryzu, w 1983 r., w ktorym zginelo osiem osob, a ponad 50 zostalo rannych).
wracajac do van, wspolczesnie prozno doszukiwac sie sladu dawnej w nim obecnosci ormian. tzw. stare van, polozone nad brzegiem jeziora, obecnie jest jedynie zasmieconym placem, na ktorym wypasane sa owce. zostalo ono tak zniszczone, ze centrum miasta przesunieto 4km wglab ladu. dawniej van bylo duzym, kwitnacym miastem, zamieszkanym przez ormian i kurdow. obecnie – prowincjonalne i konswerwatywne, nie rozni sie niczym od innych prowincjonalnych miast w turcji.
wobec tego wycieczka na wyspe akdemar jest jak podroz w czasie. na szczescie nie sprawdzily sie nasze obawy, ze wyspa moze byc pelna turystow albo piknikujacych miejscowych. byc moze to zaciagniete niebo skutecznie ich odstraszylo i dzieki temu moglismy w spokoju zwiedzac i cieszyc sie atmosfera tego miejsca! wyspa akdemar jest stosunkowo niewielka. kosciol akdemar lezy u stop wzgorza, na ktore niestety wstep jest zabroniony. kosciol zostal zbudowany na poczatku X wieku przez miejscowego ksiecia, gagika atzruni, ktory zapragnal w tym miejscu miec swoja katedre. palac i klasztor z tamtego okresu niestety nie przetrwaly do dnia dzisiejszego, podczas gdy kosciol, a przede wszystkim jego niesamowite reliefy sa niemal nienaruszone! wokol kosciola ciagnie sie pas, na ktorym wyrzezbione sa liscie winorosli, w ktorych ukrywaja sie postaci ludzkie i zwierzece. ponizej wzdluz calego kosciola wyrzezbione sa duze sceny biblijne: adam i ewa, dawid i goliat, abraham i izaak, dalila obcinajaca wlosy salomonowi i inne – czasem zuplnie dla mnie niezrozumiale. np. te:
znalezlismy rowniez wyobrazenie naszej ulubionej historii biblijnej, czyli wieloryba polykajacego jonasza. rowniez i tym razem bylo duzo smiechu, gdyz wieloryb w wersji ormianskiej ma … zeby i uszy!!:)
wszystkie te reliefy wyrzezbione sa z niesamowita precyzja (no, moze poza wielorybem, ale kto kiedykolwiek w van widzial wieloryba?!), widac kazdy szczegol ubioru, uprzezy koni, mimike twarzy itd! wokol kosciola znalezlismy wiele przepieknych ormianskich krzyzy – haczkarow – wyrzezbionych na nagrobkach lub po prostu na wiekszych kamieniach. niestety nieco gorzej prezentuje sie wnetrze kosciola: freski sa czesto tak wyblakle, ze ciezko odgadnac, co przedstawialy. jednak namalowane zostaly w ten sam sposob, jak te w ani: bardzo realistyczne, troche jakby rysunkowo, czasem pokazywaly sceny z zycia miejscowych wiernych oraz zajmowaly niegdys calutenka przestrzen kosciola!
kosciolek i cala wyspa zrobila na nas wielkie wrazenie, ktorego nie zepsul nawet pelen przygod rejs po jeziorze. wialo tak mocno, ze naszym malym stateczkiem niemal rzucalo. co gorsza, co chwila gasl silnik, a wtedy juz wszyscy mieli stracha. na sam koniec tak mocno sie rozpadalo, ze powierzchnia jeziora byla doslownie biala! ale warto bylo!:)
Skomentuj